Na dzisiejszy spacer uciekłam z pracy. Uciekłam i co gorsza do złego namówiłam drugą osobę. Zakazany owoc lepiej smakuje we dwoje - to znana sprawa. Spacer (dziś to właściwie wycieczka) rozpoczął się na końcu asfaltowej drogi na Kocurowcu i miał przebiegać zgodnie ze wskazówkami pana spotkanego w weekend.
Na początku to samo co zawsze - dom po lewej, łączka po prawej, sad po lewej, sad po prawej, dom po prawej, pola po lewej i prawej, ławeczka po prawej. Na skrzyżowaniu dróg sosna z kapliczką. A dalej było nowe - nowe cudownie pofalowane pola i kolorowy las. To już Dolina Potoku Rudno. Teraz nabrało sensu zdanie owego pana "tylko buty tam trzeba wyższe". Weszłyśmy w drogę na Wrzosy i dotarłyśmy do rezerwatu. Tam tylko kilka metrów w dół i spacerowałyśmy po dolince. Czy trzy kilometry to tyle samo co trzy kilometry? To zależy... Szłyśmy we dwie, uciekłyśmy z pracy, miło się gawędziło. W sumie ok. sześć przyjemnych kilometrów.
Justyna, super spacer! Wracam i siadam przy biurku z zupełnie świeżym spojrzeniem i zapałem do pracy.
p.s. rekomendowane obuwie - kalosze.