Wyruszam z miejsca, gdzie na Kocurowcu kończy się droga asfaltowa a w lewo pnie się ścieżka do góry. To jeszcze nie wyprawa, ale dla mnie jej przedsmak. Byłam tam już kilka razy, ale jeszcze nie tak zaawansowaną wiosną, czy nawet początkiem lata. Najpierw w oczy uderza masa intensywnej zieleni sadów i wzgórz. Tak, tak - uderza - dopiero kiedy wzrok się przyzwyczai do tej intensywności - zaczyna koić. A kiedy znajduję się na otwartej przestrzeni - zieleń przechodzi w bezgraniczną niebieskość. Nawet lasy i góry przybierają ten kolor. To cudowne miejsce na spacer, niczym nie zmącony spokój. Korzystam z ławeczki przy drodze by nasycić oczy tym widokiem. Droga prowadzi jeszcze daleko do przodu. Ja już wracam, ale Wy możecie dojść do kapliczki na poskręcanej sośnie albo i dalej. Idźcie koniecznie, jeśli nie macie innych planów na weekend bo ogromna jest moc koloru niebieskiego i zielonego.