Chociaż jej krańce, a dokładnie zachodnie krańce. Dowiedziałam się o nich wczoraj od pani Zofii. Można tam dojść od Maciejówki kierując się na Wrzosy i odbijając w lewo, ale ja zaczęłam wycieczkę od strony Wrzosów. Z Maciejówki jest dłuższa trasa piesza, ciągle muszę jeszcze wybierać krótsze dystanse po urazie. Auto zostawiłam przy Kamiennej i ruszyłam w dół. Po pewnym czasie po prawej kończą się pola a zaczynają lasy i pomiędzy nimi jest ścieżka. Ścieżka, która nie zapowiada niczego niezwykłego. Z jednej strony widać jeszcze pola i krzewy, z drugiej ogromna łąka a na jej granicy kolorowy o tej porze roku las. Straciłam pewność, że dobrze idę bo ani te drzewa ani łąka nie zapowiadały żadnych skał. W końcu droga zaprowadziła mnie w las a sama zamieniła się w kamienistą dróżkę. I wtedy wyrosły przede mną z prawej strony spomiędzy drzew skały. Wypiętrzony teren z masą odłamków skalnych. Ścieżka prowadzi niczym szlak przez dżunglę. Powalone drzewa potęgują wrażenie niezwykłości. No więc po prawej te skały i nierówny teren. A co po lewej? Po lewej dolinka, którą płynie potok Rudno - jest zaskakująco szeroki, ale jak zawsze malowniczy.
Zresztą - nie będę się rozpisywać. Zapowiada się słoneczny weekend - w sam raz na jesienną wycieczkę.