... a później postanowiłam przedostać się na drugi brzeg. Ale od początku. Chciałam dostać się znowu do Skałek Plebańskich a później przejść na drugi brzeg Rudna od Galosówki. I naprawdę zapowiadało się pięknie. Klacz ze źrebakiem na początku drogi - drogi, którą objaśnił mi właściciel koni. No to ruszyłam (no, nie z kopyta ale żwawo). Szybko dał mi się we znaki październikowy skwar. Wielkie połacie pól poprzecinane zagajnikami wyglądały pięknie, ale do celu jakoś się nie przybliżałam. Postanowiłam odpuścić i zawróciłam. Na twarzy krzątającego się po obejściu właściciela koni widziałam rozczarowanie kiedy pytał czy już wracam i kiwał głową ze zrozumieniem, że poszłam złą drogą. No to znowu na Kamienną, a stamtąd w dół i w prawo do skał. Znalazłam miejsce, żeby zejść do potoku i udało mi się przejść suchą stopą na drugi brzeg (nie wiem jak!). Ale ten drugi brzeg zupełnie mnie rozczarował. Słuchajcie - po naszej stronie jest o wiele ciekawiej. Ten drugi jest zupełnie porośnięty chaszczami, trudno tam nawet przejść, cała jestem podrapana i posiniaczona. No to wróciłam na "naszą" stronę i zaczęłam wchodzić na górę by zobaczyć co to za widoki z góry... Jest tak stromo i często są takie rozpadliny porośnięte dla dodania smaczku ciernistymi krzewami oraz masą bluszczu, że kiedy w końcu stanęłam na górze i zobaczyłam, że muszę z powrotem przedzierać się w dół uważając, żeby noga nie obsunęła się w rozpadlinę - byłam bliska łez. No, ale sama sobie zafundowałam taką trasę....
Dotarłam z powrotem do łąki i usiadłam na trawie. Spodnie już i tak były brudne od zjazdu do potoku, więc co tam. Tylko jeszcze te półtora kilometra do zaparkowanego auta...