09 grudnia, godzina 10. Siedzę w aucie pod kościołem i marznę. Kościół zamknięty, żywej duszy. A powinni być - konserwator zabytków - pan Robert, Józek ze Stowarzyszenia Wokół Rybnej i ksiądz proboszcz. Ja jestem na doczepkę. A może nie? Wracają św. Anna Samotrzecia, św. Kazimierz oraz Trzej Królowie. Może zobaczę jak wracają na swoje miejsca?
Pierwszy zjawia się Józef, zaraz po nim podjeżdża konserwator zw świętymi. Idziemy na plebanię zameldować się księdzu proboszczowi. Niepotrzebnie biorę statyw, bo ledwo go trzymam w zesztywniałych z zimna rękach, a dopiero po chwili będziemy w kościele.
Teraz już niemal w pełnej obsadzie idziemy do kościoła. Ksiądz proboszcz otwiera nam drzwi. Mam wrażenie ciepła zaraz po wejściu. Każdy rozkłada się z tym co przydźwigał ze sobą. Nie mogę uwierzyć, że mogę chodzić po całym kościele i swobodnie robić zdjęcia. W tym czasie dołącza do nas Żaneta Bugajska-Moskal. To kolejna osoba, dzięki której obrazy wrócą na swoje miejsca w lepszej formie przy mniejszym udziale finansowym parafian - pisze wnioski o dofinansowanie.
Panowie - Robert i Józef zabierają się ostro do pracy. Wiertarki, śruby, wkrętaki w ruch - czy tak wygląda powrót dzieł sztuki? Owszem - tak! Trzeba starannie wszystko przygotować, by obrazy mogły wisieć. Wkrótce będą cieszyć oczy. Ksiądz proboszcz wymienia uwagi z pracującymi i opuszcza nas.
To ciężka fizyczna praca, która dodatkowo wymaga precyzji i dbałości o każdy szczegół. Kiedy przychodzi czas na św. Kazimierza - ołtarz główny jest obudowywany rusztowaniami. Jest ciężko. Wcześniej jednak oglądamy to co jest napisane na odwrocie obrazu - akt darowania go przez biskupa wiernym w Rybnej - rok 1832.
Wraca ksiądz proboszcz. Jestem pod wielkim wrażeniem jego troski o każdy element kościoła. Myślę, że zna każdy centymetr tutaj. Pilnuje aby wszystko było wykonywane z największą starannością, ale ta ekipa sama też dba o szczegóły. "To się odkruszyło? Pilnujcie panowie, żeby wróciło na swoje miejsce". Ksiądz proboszcz podnosi maleńki kawałek, który odpadł podczas prac przy ołtarzu. Ale i proboszczowi puszczają nerwy i wychodzi z kościoła. Panowie usiłują dobrze zamontować obraz a my z dołu wydajemy polecenia - "w lewo, trochę w prawo, uwaga na skrzydło anioła, to prawe". W końcu wszystko jest tak jak powinno być i można demontować rusztowania. Wszyscy Święci wrócili na swoje miejsca.
Wieczorem daje znać o sobie wychłodzenie za dnia. Trzęsę się z zimna. Dostaję "zestaw witaminowy" w odpowiednich proporcjach wg receptury Józka.
Było warto? Było!