a ja na drodze pomiędzy tymi jabłoniami poznaję kolejno - Pana Kota, Pannę Lilly, Panią Magdę i jeszcze dwie postaci. To po kolei.
Ta boczna ulica od Nowego Świata kusiła mnie od dłuższego czasu, bo powinien tam być kolejny wąwóz. I sady. No może taki zimowy dzień nie jest najlepszym pomysłem do odkrywania wąwozów, ale jak się okazało na pewno szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
Droga lekko pod górę. żadnych śladów. Nagle pojawia się ON - Pan Kot. Zaprasza do spaceru. Ledwo to pomyślałam a zwinnie wskoczył do góry pomiędzy krzewy. Pomyślałam, że jednak się mnie wystraszył, ale kiedy podchodziłam do niego i robiłam mu zdjęcia - siedział spokojnie. Wtedy zrozumiałam, że po prostu wybierał miejsce do sesji zdjęciowej.
Idę dalej i odkrywam czar białych sadów, białych rzecz jasna od śniegu. Ze wzniesienia widzę już Sankę. Robię lekkie koło by zawrócić i dochodzę do skraju urwiska. W dole ogromne poszarpane skały. Jestem pod wrażeniem. Ruszam dalej pomiędzy jabłoniami w dół. Słyszę wesołe ujadanie psa i nawoływanie za nim właścicielki. Za chwilę poznaję Lilly, która (jak sądzę) wyraża dziecięcą radość ze śniegu a dzięki niej - Panią Magdę. Miałam szczęście - Pani Magda objaśnia mi topografię terenu. Schodzimy w dół a na naszej drodze pojawiają się jeszcze spacerowicze - wesoła Zara i piękny choć płochliwy rudzielec. Docieramy do końca wycieczki. Jestem tak oszołomiona krajobrazem i spotkaniem, że nie jestem pewna czy podziękowałam za spacer. No to przy okazji - bardzo dziękuję Pani Magdo za wszystkie informacje i miłe towarzystwo!