Zaledwie dwanaście kilometrów od Rybnej w kierunku północnym. Opis brzmiał zachęcająco więc w końcu postanowiłam jechać do Pierunkowego Dołu w okolicy Frywałdu i Brzoskwini. Wyznaczyłam cel gps i ruszyłam. Szło całkiem nieźle, ale w końcu droga robiła się coraz węższa i pokryta coraz większą ilością śniegu, więc ok. 300 metrów przed celem postanowiłam zatrzymać się i ruszyć dalej pieszo. I to był świetny pomysł - szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym...
Z lewej las, kilka wejść a na wprost do góry droga, którą miałam jechać a teraz szłam. Doszłam do miejsca gdzie gps miał doprowadzić mnie autem i stąd dalej pieszo. Internet postanowił również pójść "w las", ale inną drogą... Zaczęłam się więc plątać po okolicy próbując znaleźć wąwóz. Nic z tego. Wreszcie wpadłam na pomysł, żeby iść za kompasem. Udało się, dotarłam do wyznaczonego celu - tylko dalej ani śladu jaru. W końcu go wypatrzyłam (właściwie domyśliłam się) i ruszyłam w dół. Wąwóz jest łagodny, przy dzisiejszym mrozie kamienie nie sypały się spod nóg. Raz z jednej raz z drugiej strony pojawiały się skały wapienne pokryte często mchem, a w porze letniej zapewne też roślinnością.
Myślę, że dużo ciekawiej wąwóz prezentuje się wiosną lub jesienią, kiedy śnieg nie zakrywa jego najistotniejszych walorów. Mimo to warto było go zobaczyć i przejść nim by na końcu dojść do ... własnego auta. Zaparkowałam u jego wrót, tylko zrobiłam dodatkową wycieczkę pieszą - no ale czy to nie na tym polega właśnie tzw. aktywność fizyczna? A kiedy ruszyłam z powrotem do domu to po dwustu metrach zarejestrowałam coś kątem oka. Ale było to tak niesamowite, że aż zahamowałam i zgasł mi silnik - jednak wszystko się zgadzało - nienaturalnie niebieski poruszający się kolor należał do ... zobaczcie sami na zdjęciu.
p.s. a komu mało aktywności fizycznej to we Frywałdzie przy skrzyżowaniu skwerek do ćwiczen