Zaczęło się jak zwykle - iść nie iść? W tę czy w tamtą stronę? Z Górnej zrobiły się Wrzosy, bo wewnętrzny głos mi mówił, że może jednak dziś tam. Mgły zawieszone nad polami trochę przypominają, że to już niebawem jesień do "serc i do ogródków" jak z tekstu Przybory.
Weszłam na skotnickie wzgórze ścieżką wyrobioną prawdopodobnie przez quady i robiąc pętelkę doszłam do "Lipy". Poszarpana przez ostatnie ulewy i porywiste wiatry stoi dumnie, ale chyba resztką sił, jeden duży konar już suchy leży przy ziemi. Zastanawiając się co można zrobić dla lipy usłyszałam głos. Teraz już nie wewnętrzny. Głos od Wrzosów. Na ten głos czekałam. Akurat byłam w takim miejscu, że widziałam niewiele, tylko ten głos. Nawoływał mnie albo innych biesiadników. Zeszłam do drogi i ruszyłam w pole skąd miała dobry widok. Był! Ale był tak daleko, że nawet duże zbliżenie nie pomagało. Znów wróciłam na drogę by zejść do pól bliżej niego. Wciąż był sam, odzywał się co jakiś czas, pewnie przywoływał bractwo. Wiedziałam, że bliżej nie podejdę bo się spłoszy. Trudno - przyklęk na jedno kolano w mokrej trawie i ziemi. Zbliżenie ile się da. Jednak mnie usłyszał. Spokojnie rozłożył skrzydła i majestatycznie odleciał. Żuraw.
p.s. stado żurawi bytuje w Rybnej przez cały rok, jest ich ok. 8-10.