No to wyruszyłam z powrotem do wodospadów na Wrzosach. Jednak nie wysoką skarpą jak ostatnio obok opuszczonego domu, ale przez las na wprost Piekła. Las a właściwie lasek, a w nim pokrzywy a wręcz pokrzywiska. Wąziutkie ścieżki w chaszczach nie wiadomo przez co lub kogo wydeptane. Podrapana i poparzona dotarłam do pierwszego wodospadu. Woda spływa nim spokojnie, bywały większe kaskady, to efekt słabych opadów w tym roku. Mimo to robi wrażenie, podobnie jak wąwóz. Idąc nim można poczuć egzotykę. Bujna zieleń, porośnięte mchem skały, drzewa otoczone korzeniami bluszczy jak lianami. I ta cisza. Nie taka dzwoniąca w uszach tylko taka promienna jak słońce przenikające powietrze i zatrzymujące się na liściach, kamieniach i wodzie.
Krajobraz egzotyczny i magiczny - zanurz się w nim, nie oddalając się zbytnio od domu.