Jesienny weekend. Idę szukać wiatru w polu a ocieram się o zachodnią granicę - o potok Rudno, który sprawia mi niemałą niespodziankę. To nie potok, to podstępny, dla mnie bezkresny szlak wodny, który łatwo przeskakuję w jednym miejscu by za chwilę szukać bezowocnie miejsca do powrotu na drugi brzeg.
Idę Kamienną w kierunku Skałek Plebańskich i ścinam ogromną łąkę. Schodzę po niezbyt wysokiej skarpie do Rudna, które w tym miejscu uroczo się zawija. Korzystam z wąskiego przesmyku i przeskakuję na drugą stronę. Poszło łatwo - jestem za granicą, po zachodniej stronie. Przede mną wzniesienia, pofałdowany teren a ja ciągle szukam wiatru w polu. Właściwie w lesie. Dookoła drzewa i jakaś ścieżka, więc nią idę. Orientuję się, że niepotrzebnie przeszłam na drugą stronę. Zaczynam błąkać się i błądzić. Usiłuję więc dojść do miejsca gdzie znowu będę mogła przeskoczyć potok i wtedy słyszę komendę -"Skacz! Słyszysz? Skacz!" Włos mi się jeży na głowie - nie wiem czy to rzeczywisty głos czy ze zmęczenia mam omamy. Nagle widzę młodego mężczyznę ze słuchawkami na uszach biegnącego z psem. Ta komenda miała właśnie trafić do uszu zwierzaka, nie do moich. Poczułam się pewniej, ale dalej szukam miejsca do powrotu do Rybnej. Nad potokiem powalone drzewa i grząsko. Plecak, aparat - to czasem utrudnia życie. Aparat chowam więc do plecaka, mocno sznuruję buty, chwytam się gałęzi i przeskakuję. Tylko trochę buta zanurzonego w błocie. Super! Jestem po właściwej stronie. Dalej szukam jednak wiatru w polu. Przedzieram się przez gąszcz wyschniętych szuwarów - u góry. Na dole kępy podmokłych traw. Buty już mokre, stopy i łydki też. Zawracam, znowu się gubię. Na chwilę wyciągnęłam aparat, ale znowu go chowam, żeby nie narażać na zniszczenie. Okolica jest coraz bardziej dzika. Potok, podmokły teren, gąszcz wyschniętych wysokich traw, las, las połamanych drzew. Chwila nieuwagi i ze zmęczonych rąk wypada mi telefon w tę nasiąkniętą wodą trawę. Na szczęście jedna mała gałązka hamuje mu drogę przed zatopieniem się. Prawie płaczę ze zmęczenia. To już trzecia godzina w tym gąszczu. Jak ten czas miło i szybko leci. Słońce powoli zachodzi. Słońce zachodzi... Wiem, w którą stronę mam iść. Ścinam ogromną łąkę. Nie szukam już dziś wiatru w polu. Wracam do auta. W końcu wychodząc z domu powiedziałam - idę na krótki spacer w kierunku Rudna!
Szukacie wiatru w polu? Nie musice iść daleko, idźcie na zachód! A tam bez zmian - można ugrzęznąć, potykać się o konary drzew i błądzić! Błądzić ile tylko się chce...