To jak się postrzega dane miejsce zależy od tego skąd się patrzy. Inaczej dla mnie wygląda Piekło ze Skotnicy, inaczej gdy już jestem w wąwozie i inaczej z góry - kończy się niemal pod Sosenką. To trzy niezależne od siebie światy. Ostatnio zachwyciłam się widokami spod Sosenki i zaczęłam uporczywie wchodzić do wąwozu właśnie z góry.
Mocno zarośnięty, powalone, omszałe drzewa - krajobraz niczym z Amazonki, tylko brak rzeki, choćby strumienia. Za to są rozpadliska w ziemi, jakieś jamy, wystające skały. Dziś rano właściwie nawet nie myślałam, że chcę wejść do Piekła. Chciałam po prostu zejść ze wzgórza. Kiedy robiłam sobie skos przez pola - zobaczyłam nagle nad krawędzią wąwozu - białe opary. Nie wiedziałam najpierw na co patrzę - dym z ogniska? Bez sensu, Pył z pól? Tak samo bez sensu! To podnosząca się mgła, opary wody - na tak małej powierzchni, że wprowadzały w błąd. Niby gotujący się kocioł. Nad piekłem. Kiedy zaczęłam iść w jego stronę opary powoli się uspokajały. Weszłam więc do wąwozu, w jego urwiska. W kierunku zachodnim jest jeszcze odnoga, też rozpadlisko - ale dużo mniejsze i węższe. Kiedy wyszłam z powrotem do góry - po oparach nie było śladu, ale przyszło mi do głowy, że to Piekło chyba się nigdy nie kończy. Będzie pochłaniało co chwilę kolejny odcinek ziemi, pól i będą powstawały kolejne rozstępy.