Po ostatniej wichurze na Wrzosach leży masa powalonych drzew. Zaskakujący widok kiedy wyjdzie się na wzgórze i najpierw patrzy na południe i widzi bajkowe górskie krajobrazy a później odwróci do tyłu. To jednak spowodowało dużą przejrzystość. Widać to co natura chowała. A chowała skarby. Wiem, że są imponujące skały, ale teraz gdy na tych drzewach, które pozostały brak jeszcze liści - robią większe wrażenie.Białe nagie ściany wśród brązów, urwiska, poszarpane pojedyncze skały lub w skupiskach. Szłam górą i tylko czasami schodziłam kawałek w dół - tyle ile się bezpiecznie dało. Widziałam załomy, szczeliny, a nawet maleńkie schroniska. Kusiły, żeby zajrzeć, opuścić się z góry lub zejść na dół i próbować wspinać się na szczyt. A tak naprawdę zaglądałam z niepokojem, stawiałam noga za nogą i bezpiecznie daleko trzymałam się tych krawędzi. Rozpadliska w ziemi - bardzo głębokie. Momentami stopy wpadały w pustkę. Nierealne wrażenie - tak znane i tak nieznane Wrzosy. Uczą pokory.