całus od Orleja
- Kinga
- 29 kwi
- 2 minut(y) czytania
Zaczęło się naprawdę niewinnie. Na mapie lidar wyznaczyłam sobie miejsce gdzie chciałabym się znaleźć i bez żadnego kłopotu tam dotarłam (to już powinno mnie nieco zaniepokoić).

Na skrzyżowaniach dróg pod Górą Zalaską przy kapliczkach skręcam w prawo i dostrzegam jary i wzniesienia. Z góry widok zapowiada się apetycznie - teren pocięty odnogami, przez które płyną strumyki, w dolinkach kamienie. Znajduję łagodne zejście (uch, żeby się nie potłuc, nie połamać) i ruszam pierwszą odnogą, w kierunku wschodnim. Usłana jest różnej maści kamieniami - czym chata bogata - i porfirami i wapieniami. Za chwilę rozgałęzienie i… koniec. Obie odnogi się urywają. Nieco się jednak “tarmoszę” z terenem i gubię dekielek od obiektywu. To jasny przekaz od Orleja - “Witaj, czuj się jak u siebie”. Tak, tak, na pewno tu jeszcze wrócę!

Cofam się i idę w kierunku północnym. Ta odnoga jest najszersza, stanowi jakby rdzeń pozostałych. Na jednej linii znajdują się małe hałdy “ułożone” na wprost siebie. Pierwsza para (lub ostatnia, jeśli ktoś woli) rozdzielona jest korytkiem z drzewa. Pomyślałam, że odsączało wodę z pozyskiwanej tutaj białej gliny. Do tej pory jest jeszcze jej tu sporo - nawet wydobywa się z kretowisk. Hałdki za to usypane są najczęściej z czerwonego kamienia. Czemu tak jest i czy ma to w ogóle związek - nie wiem.

Nagle pod nogami, przy drzewie dostrzegam coś co przypomina mi jajo kwarcowe. Próbuję to podnieść i… czuję opór korzenia, do którego kulka była przyczepiona. Niemal obwąchuję ją ze zdziwieniem - a cóż to takiego? Hmm… może to wielka bakteria, która mnie połknie?... Okazało się po sprawdzeniu w sieci, że to… sprawdźcie na końcu wpisu pod zdjęciami*.

Jar dla mnie zamyka się za kilkadziesiąt metrów powalonymi drzewami. Nie widzę czy jest coś dalej czy nie i zawracam z powrotem do strumyka przy którym schodziłam. Woda w tym miejscu jest dość szeroko rozlana, ale idąc na południe zwęża się by nagle spaść w dół. Z małego jeziorka robi się wąska strużyna, za to brzegi są bardzo strome. Wszystko wygląda malowniczo. Jest ostre wiosenne słońce, które daje masę światła.
Czas wracać. O dziwo, teren jest dla mnie wciąż bardzo czytelny i kiedy zastanawiałam się nad tym dziwnym stanem rzeczy - potykam się o wystający korzeń. Ratując aparat upadam bokiem i uderzam barkiem o ziemię. Zbieram się potłuczona i myślę sobie - No, no Orlej! Ja tu na pewno wrócę!
*Kolorowa kulka na korzeniu to galas czyli narośl na roślinie (najczęściej drzewie - buk lub dąb) wywołana przez owada, grzyba, bakterię albo wirusa. Roślina tworzy ją jako "odpowiedź obronną" — ale zamiast zwalczyć "intruza", zaczyna produkować specjalną tkankę, która wręcz chroni intruza… Byłam blisko?
A wiecie, że w średniowieczu i później - galasy (zwłaszcza dębowe) wykorzystywano do produkcji atramentu? To był główny atrament w Europie aż do XIX wieku! A tak wygląda jego przekrój:
