Ona - zabójcza blond czupryna i uśmiech. Marta
On - zabójczo niebieskie oczy. Nord
Ja - jak to ja, nawet ostatnio nie korzystałam z pomocy ortopedy.
Pod przykrywką uprzejmości zwabiam tych dwoje do samochodu na Wrzosach i uprowadzam w las. Pies musiał coś przeczuwać, bo wsiadał do auta z oporami. Uff, jednak się udało. To teraz jeszcze tylko kilkaset metrów i radosne merdanie ogonem (on) i nie mniej radosne sycenie oczu zielenią (my). Później już poszło gładko - no prawie.... Raz w lewo, raz w prawo, tu kwiatek, tam skała, raz w bajorze a raz suchą stopą (łapą).
Zieleń bijąca w oczy. Pagórki Orleja, wąskie ścieżyny, powalone drzewa, omszałe skały i wysokie trawy. Iść byle do przodu, dać się ciągnąć psu lub ot tak po prostu tam gdzie nogi poniosą. Jutro sobota, macie ochotę na Orlej?
Marta, dziękuję za wspaniały spacer!
Nord! Nie było wcale źle, prawda?