top of page

góra - opowieści

Widoki z Wielkiej Góry na granicy Rybnej i Sanki na Głuchówkach zapierają dech w piersiach. Pola, chmury i te góry w oddali. Jest czym się zachwycać wiosną, latem, jesienią i zimą o każdej porze dnia. Ale opowieści z Wielkiej Góry są równie ciekawe. Sami się przekonajcie.


- Moja prababka Kunda pochodziła z Głuchówek z biednej chatki krytej strzechą, co się do ziemi chyliła. To było grubo ponad sto lat temu i była taka nędza, że nie miała za co iść na swoje. Wyjechała na saksy na zarobek za granicę. Daleko pojechali, płynęli statkiem do Danii. Wyjechali w kilka osób z tych stron, pracowali tam w rolnictwie. Potem jak trochę zarobili to wrócili już z dziadkiem. Kupili od dziedzica Miguły z Sanki kawałek lasu na Głuchówkach. Nie od Skąpskiego tego co przed wojną był, tylko od wcześniejszego, bo to dużo wcześniej było. Za wielkie pieniądze to kupili i wszystko co do pniocka kopaczkami wykarczowali. Długo to trwało. Postawili dom, stodoły, oborę, urodziły im się dzieci i stąd się domy tu na wierzchu góry wzięły. Babka się w tej Danii nauczyła kurzyć papierosy. Bardzo to lubiła, ale się nie przyznawała. Jak już była bardzo stara to robiła sobie jakieś skręty z liści i to paliła. Pamiętam ją jak idzie z pola z trawą dla królików czy liśćmi z buraków dla świni i wielkie dymy za nią idą. A my to jako dzieci podglądamy i nikomu nie możemy powiedzieć bo by byli źli, że o babce coś mówimy.


- W czasie kiedy w Orleju było wydobycie to ojciec wynajmował dwie izby kierownikowi kamieniołomu, jego żonie i córce. Oni zajmowali kuchnię i dużą izbę, a my się gnieździliśmy w małej. Mama im gotowała, prała, sprzątała. Pamiętam, że ich córka mogła spać długo a my jej zazdrościliśmy bo wcześnie rano musieliśmy gnać krowę na pastwisko. Wtedy wszyscy szukali zarobku i więcej ludzi na Głuchówkach najmowało domy kierownikom z kamieniołomu bo stąd było do Orleja najbliżej.


- Dziadek to był, jak się wtedy mówiło. rapsic. Wszystko robił po swojemu, nie bał się zaryzykować, babcia nie miała z nim łatwo. Opiekował się lasem należącym do majątku i choć w wojnę skonfiskowali im krowę to u nich głodu nie było, bo dziadek zawsze przyniósł do domu z lasu jakiegoś zająca czy kuropatwę. I właśnie w lesie spotkał raz trzy kobiety, które uciekły z transportu do Oświęcimia. Były strasznie przestraszone, kompletnie nie wiedziały gdzie są. Dziadek zabrał je do domu, tak żeby nikt nie widział, z babcią je nakarmili. Dali im jakieś stare ubrania, grabie i wcześnie rano udając, że idą do pola, dziadek zaprowadził je na pociąg do Regulic. Wszystkie przeżyły wojnę. Jedna była potem nauczycielką, druga wyjechała do Ameryki a trzecia wróciła do swojej wsi na Zamojszczyźnie. One z babcią potem do siebie do końca życia pisały listy. Miała największego pecha bo dwa razy była aresztowana przez Niemców podczas akcji wysiedlania Polaków z Zamojszczyzny. Raz zgarnęli ją do transportu kiedy brała wodę ze studni, ale przeżyła to wszytsko.


- Niedaleko miejsca, gdzie teraz jest wieża do telefonów komórkowych w czasie wojny też była wieża zbudowana przez Niemców. Zwykła drewniana wieża obserwacyjna. Przecież tu niedaleko była granica między Generalną Gubernią a Rzeszą a stąd mieli doskonały widok na kilka kilometrów i pilnowali czy nikt się od strony Brodeł czy Rusocic nie przekrada.


To miejsce to nie tylko widoki. Odwiedźcie je koniecznie.


* Na zdjęciu bohaterowie jednej z opowieści.

126 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

tabor

Comentarios


bottom of page