Lato. Czerwiec. Czyli lipy kwitną. Królestwo pszczół zdobywa nowe terytoria.
Mam to szczęście, ze starą lipę mogę obserwować każdego dnia. A w czerwcu dzieją się tam najciekawsze rzeczy. Ta lipa ma w środku pnia wielką dziuplę, w której mieszkają zdziczałe pszczoły. Czasem rój nie przetrwa zimy i w czerwcu nowa rójka z nową królową sprowadza się do naszej lipy. Zazwyczaj jest to tuż przed kwitnieniem drzewa. Kiedy pierwszy raz to słyszałam myślałam, że to jakiś samochód przejeżdża obok tam i z powrotem bo tak głośne jest bzyczenie tysięcy pszczół. Kilka dni temu przyleciały znowu. Udało mi się zrobić kilka zdjęć. Cała ta przeprowadzka pszczół trwa z pół godziny. Tyle czasu latają koło lipy, jedna przy drugiej, a potem wchodzą do dziupli i jest spokój. Oczywiście w czasie kiedy lipa kwitnie bzyczy całe drzewo, ale bez porównania ciszej niż w momencie gdy się się wyroją. Piękny spektakl. Następny za rok.
Ale nadal jest czas na zbieranie i suszenie kwiatów lipy. Tak się to odbywało dawniej:
- Latem jak kwitły lipy to nam mama dawała po worku i pędziliśmy do lasu. Spindraliśmy się na najwyższe gałęzie na lipach i zbieraliśmy najbardziej rozwinięte kwiaty. Tylko trzeba się było od pszczół odganiać, bo całe drzewa aż bzyczały, tak ich było pełno. Walczyliśmy z nimi o najlepsze kwiaty z największą ilością nektaru. Potem te kwiaty mama rozkładała na słońcu przed domem żeby trochę przeschły. A potem do worka i tak wisiały na strychu na belce ze dwa czy trzy worki. Zimą nie piło się innej herbaty jak lipowa. Jest bardzo zdrowa. Po prostu nie kupowało się żadnej herbaty. Co wieczór mama brała garść zasuszonych kwiatów lipy i zalewała je wrzątkiem. To się parzyło całą noc. Rano gotowało się nową wodę, dolewało się do tego naparu i już była herbata lipowa dla wszystkich w domu.
Znacie herbatę lipową? Zbieracie? Parzycie?