Jak wieść niesie jego nazwa wywodzi się stąd, że król Kazimierz Wielki przybywał tu na połów orłów - czyli pozyskiwanie tych ptaków do ćwiczenia ich w dalszych polowaniach. Ma około sześć kilometrów kwadratowych. Rozłożony jest w dwóch powiatach i kilku miejscowościach - od Rybnej po Brodła na linii wschód zachód oraz Zalas i Sankę od północy. Niewykluczone, że w XIV wieku las miał inną powierzchnię, ale z pewnością wciąż ma wiele tajemnic.
Najbardziej znany jest z nieczynnej już kopalni porfiru działającej na przełomie XIX i XX wieku. A to tylko mały jego fragment.
Dziś postanowiłam odnaleźć najwyższy punkt w Lesie. Koniecznie w lesie, choć nie wiem czemu. To miał być półgodzinny spacer, wróciłam do domu po czterech godzinach - byłam z powrotem przed dziesiątą. Do lasu wchodziłam po piątej rano i świat był zasnuty mgłą. Las też, ale delikatną. Orlej wciągnął mnie, jak zawsze. Może nawet bardziej, bo o tej godzinie dopiero budził się do życia. Drzewa i budynki pokopalniane wyglądały jeszcze bardziej tajemniczo niż zwykle i tak jak zwykle zapraszały do zejścia ze szlaku. Góra Zalaska, kiedy do niej doszłam skrzętnie chowała wszystkie swoje atuty. Dopiero godzinę później z mgły wyłonił się zamek w Rudnie. W lesie niezmącona cisza i obraz. To kawałek, wycinek lasu - ten, który w miarę znam. Jest jeszcze spora część do odkrywania i smakowania. O piątej rano? Spróbujcie, jest magicznie...