Ta część Rybnej gdzieś za horyzontem, trochę baśniowa, może wydumana, podmokła i podstępna - ta co mami wędrowca błąkającymi się światełkami...
Poszłam ostatnio wieczorem w kierunku Czułówka między polami i nawet miałam chęć szczerą do niego dojść, kiedy jakaś siła ściągnęła mnie z drogi, pchnęła w lewo - gdzie nigdy nie byłam. Najpierw omamiła mnie wysepką szuwarów. Wysepka pośród pól. Szuwary tak wysokie, że sięgały nieba i zahaczały o słońce. Byłoby szaleństwem wejść w nie, więc szłam łąką. Gdzieś mnie ciągle ściągało - raz w lewo, raz w prawo, ale słońce zachodziło, do domu kawałek drogi i siłą skupiałam się by już nie schodzić z obranego kierunku. Kiedy tak szlam było mi znowu nieswojo i dreszcz przebiegał przez plecy ale też wyjątkowo przyjemnie. Na łąkowych trawach i na trzcinie przysiadało mnóstwo robaczków świętojańskich. Uśmiechnęłam się do siebie - to pewnie one były natchnieniem historii o światełkach na Konietopach. Jak łatwo wszystko sobie wytłumaczyć. Wiał lekki wiatr i trzcina delikatnie kołysała się, coś szepcąc. Nie wiem jednak co. A ta wysepka z szuwarami - taka mała, a wciąż byłam blisko niej, nie oddalałam się wcale. Kiedy w końcu dotarłam do domu i przeglądałam zdjęcia i kiedy teraz myślę o tym miejscu to zastanawiam się - która droga mnie tam zaprowadziła? Jak tam doszłam i jak wróciłam? Gdyby nie zdjęcia pomyślałabym sobie, że nie byłam tam wcale. A przecież wszystko tak łatwo sobie wytłumaczyć...
Comments