Niemal dokładnie trzy lata temu (bez dwóch tygodni) poszukiwałam tajemniczej chaty. Wciąż nie wiem czy wtedy na nią natrafiłam, ale z pewnością dotarłam do "tajemniczego ogrodu" pana Stanisława. Teraz powróciłam. Bardzo świadomie - zaciekawiona co słychać za malowniczą zasłoną z winorośli, u pana Stanisława i jego stróżujących psów.
Właściwie to psów się nie spodziewałam bo kiedy tamtędy przechodziłam ostatnio było cicho i nic mnie nie obszczekiwało po drodze. To uśpiło moją czujność. Teraz kiedy zobaczyłam na ścieżce pana Stanisława i przywitałam się - wyskoczyły psy i podobnie jak kilka lat temu demonstrowały swoje niezadowolenie na mój widok.
Pan Stanisław zaproponował abym sama swobodnie zwiedziła ogród i pozaglądała gdzie mam ochotę.Ten skrawek zieleni nic nie stracił na swojej tajemniczości. Brzozowy szlaban i winorośl oplatająca bramę z pniaków czy gałęzi (pan Stanisław zrobił ją po obejrzeniu wieki temu filmu Bonanza) i nawet to psie niezadowolenie na obecność obcego wciąż wywołują ciekawość i idylliczne złudzenie raju. Może dlatego, że schowane są na uboczu, że idąc pod górę trzeba odwrócić głowę w lewo by dostrzec wejście do ogrodu, że nie jest tu nic oczywiste i nawet nie wiadomo czy na pewno spotka się gospodarza i czy po przekroczeniu "bramy" obraz się nie rozpłynie...
Bardzo dziękuję panu Stanisławowi za niezmienną życzliwość
Comments