Wchodzę w las. Poręba Żegoty - a to ciągle Orlej. Chyba dopiero nabieram świadomości (i szacunku) jaki jest duży. A ja szukam dołków po wydobyciu glinki ogniotrwałej. Bo tutaj też mogą być. Mapy Lidar mamią taką wizją pokazując w terenie liczne mniejsze i większe doły - albo wydobywano tu glinki albo spadła setka bomb.
Do wyznaczonego sobie miejsca trafiam bez problemu nie licząc zamaszystego poślizgu na mokrych liściach i potknięć o wijące się przy ziemi kolczaste pędy ostrężyn. Teren obniża się mocno, widzę jakieś pagórki i jary. Zastanawiam się jak daleko jeszcze do dołków i wspinam się na ostre wzniesienie przede mną by móc się lepiej rozejrzeć. Wzniesienie nagle urywa się i stoję na krawędzi wielkiej dziury. Jeszcze dwa kroki i zjechałabym w dół. A dół jest olbrzymi, nie spotkałam jeszcze tak dużego, z jednej strony mocniej odsypany. Kolejne wzniesienia i kolejne doły. Kiedy zawracam orientuję się, że do każdego dołu prowadzi zarastająca już dróżka, wyżłobienia od kół są jednak jeszcze mocne. Jaką masę musiały ciągnąć pojazdy? Jakiego typu były?
Wychodzę już z lasu i na drodze napotykam kobietę. Pytam czy jest z tej okolicy i czy te doły to ślady po wydobyciu glinek czy wojny. Upewnia mnie - glinek.
Stefan Kozłowski pisze w swej pracy "Problemy eksploatacji glinek liasowych w rejonie Krakowa:
"Na północ i południe od Rowu Krzeszowickiego, wszędzie tam gdzie dolne ogniwa jury znajdowały się blisko powierzchni szukano cennych glinek ogniotrwałych. (...) Z czasem eksploatacja zaczęła koncentrować się między Grojcem a Porębą Żegoty, szczególnie na południe od Grocja rozwinęła się intensywna eksploatacja, od której to nawet glinki otrzymały nazwę "grojeckich". Założono tu szereg większych szybów, a w 1940 przeprowadzono systematyczne poszukiwania wiertnicze, Odwiercono wtedy 15 otworów wokół największej kopalni Stella w Grojcu oraz jeden w Porębie Żegoty."
Czasem zastanawiałem się gdzie to było, a to było prawdopodobnie tam. Między Grojcem a Porębą. Były to końcowe lata czterdzieste ubiegłego wieku. Ja mogłem mieć 6 czy 7 lat, czyli mogły to być lata 1947, 1948. Ojciec woził tą glinkę furmanką na stację kolejową w Regulicach. Co zapamiętałem? To, że było tam bardzo ślisko. Na ziemi była wszędzie szara śliska maź. Z tych dołów / studni/ prz pomocy kołowrotu, tak jak wodę ze studni, wyciągano w drewnianym naczyniu /takim jak cebrzyk/ tą glinkę. Jakiś robotnik to naczynie na dole napełniał. Pamiętam jeszcze, że cały czas jak wieźliśmy tą glinkę to ciekła z niej woda. A Stella nazywano też Zakłady materiałów ogniotrwałych w Pogorzycach koło Chrzanowa. Mój ojciec i brat prac…