Słońce kusi be wejść do dolinki, ostro prześwieca przez bezlistne gałęzie. Nagie drzewa nie skrywają żadnych tajemnic, odsłaniają skaliste brzegi. A może to tylko złudzenie? Schodzę i zanurzam się w świat rybieńskiej rozpadliny. Idę powoli i smakuję krajobraz. Liście szeleszczą pod nogami. Woda niemal stoi w miejscu pomiędzy skałami, nie wiem jakim cudem ożywia się parę metrów dalej i płynie. Płynie pod drogą, spada do drugiej części jaru, łagodnie obmywa skały i wpada pomiędzy kamienie. Ucieka. Dalej jest koryto na miarę porządnego potoku, tylko wody brak. Płynąca tędy rzeka przed tysiącami lat wyżłobiła dno, przyswoiła je sobie i okiełznała by teraz mała stróżyna uciekała, chowała się pomiędzy kamieniami. Ale tu nie kończy swojego biegu. Płynie dalej podziemnym korytarzem, by gdzieś łapać ponownie oddech na zewnątrz, w słońcu. Może Ty wiesz - gdzie?
Bardzo dziękuję Marcie za spędzone dziś przedpołudnie