Listopad. Leje, wieje, chłodno, dni coraz krótsze i słońca coraz mniej. Większość drzew liściastych zrzuciła już liście, ale nie wszystkie. Czy zwróciliście uwagę, że te, które jeszcze mają liście to przede wszystkim młode, niskie drzewka? Dlaczego tak się dzieje? Ciekawą odpowiedź na to pytanie daje niemiecki leśnik Peter Wohlleben w książce "Sekretne życie drzew".
Poczynając od późnej wiosny, przez całe lato i wczesną jesień drzewa żywią się cukrami i składnikami rezerwowymi wytwarzanymi przez liście w procesie fotosyntezy. Po pracowitym dniu należy się odpoczynek i drzewa, które zmagazynowały odpowiednią ilość zapasów na zimę zrzucają jesienią liście. Nie ryzykują bo nie chcą, żeby silny wiatr, śnieg, czy szron zalegający na gałęziach połamał je. Większość, dużych starych drzew zrzuciła już liście w październiku i na początku listopada.
W wypadku drzewnej młodzieży, rosnącej w cieniu rodziców, daje się zauważyć kilka wyraźnych odstępstw od standardowej procedury zrzucania liści. Gdy drzewo rodzicielskie je traci, wówczas na ziemię raptownie dociera w obfitości słoneczne światło. Podrostki tylko na to czekają i w jasnym słońcu tankują mnóstwo energii. Przeważnie zaskakują je przy tym pierwsze mrozy. Jeżeli temperatury od razu spadają zdecydowanie poniżej zera, na przykład w nocy poniżej minus pięciu stopni, to wszystkie drzewa, chcąc nie chcąc, czują się zmęczone i zapadają w sen zimowy. Nie można już wytworzyć warstwy izolującej, zrzucenie liści nie wchodzi w grę. Dla maluchów nie ma to znaczenia - żaden wiatr im nie zagrozi, bo są nieduże, a nawet śnieg bardzo rzadko przysparza im problemów. Wiosną młode drzewka jeszcze raz wykorzystają tę samą szansę. Wypuszczają liście dwa tygodnie przed dorosłymi drzewami, zapewniając sobie w ten sposób sute śniadanie na słońcu. Ale skąd drzewne latorośle wiedzą, kiedy muszą ruszyć do akacji? Nie znają przecież terminu, w którym drzewa rodzicielskie zdecydują się puszczać pąki. Odpowiedź przynoszą łagodne temperatury panujące przy ziemi i faktycznie obwieszczające początek wiosny mniej więcej dwa tygodnie wcześniej, niż ma to miejsce trzydzieści metrów wyżej, w koronach drzew. Tam surowe wichry i przeraźliwe mroźne noce opóźniają jeszcze przez chwilę nadejście ciepłej pory roku. Stare drzewa radzą sobie tylko dzięki tworzącym ochronny parasol gałęziom, które trzymają w ryzach gwałtowne, późne przygruntowe przymrozki. A warstwa liści nad ziemią działa działa jak rozgrzewająca sterta kompostu, dzięki której słupek rtęci podnosi się o kilka stopni. Licząc razem z dodatkowymi dniami zdobytymi jesienią, młode drzewa zyskują miesiąc na swobodne rośnięcie - a to bądź co bądź prawie dwadzieścia procent okresu wegetacji.
Taka to właśnie drzewna młodzież. Ryzyk fizyk, do odważnych świat należy, trzeba wykorzystać moment. I udaje im się, bo przed wichurą, burzą, mrozem chronią je rodzice. Czy ludzie nie zachowują się podobnie?