Zimny i porywisty.
Nie tego się spodziewałam wychodząc rano z domu, choć za oknem biało. Liczyłam na ok. -1 st.C, a tu osiem stopni poniżej zera. Ale to jeszcze nic - mroźna niespodzianka czekała na mnie kiedy wysiadłam z auta przy wałach w Wołowicach. Zimny wiatr hulał wte i wewte,. Trudno - skoro już przyjechałam to sobie na ten spacer pójdę. Krótko towarzyszyło mi szczekanie psów, bo i one zniechęciły się zimnym wiatrem. Więc zupełnie sama ruszyłam wzdłuż wałów a później zeszłam do Wisły. Nie przepadam za widokami - z śniegiem jak na lekarstwo, a mimo to było malowniczo, zwłaszcza kiedy trochę przedarło się słońce.
Oberwane nadwiślańskie brzegi, kamienista łacha, w dali domy, pole z wyraźnym śladem orki - chciało się iść dalej, ale już tego przysłowiowego psa z kulawą nogą brakło więc i ja zesztywniała z zimna dałam sobie spokój. I choć z półgodzinnego spaceru wróciłam zesztywniała z zimna to było warto. Zresztą zobaczcie sami.