top of page
Zdjęcie autoraKinga

w studni, w dole, w jaskini


Dziś zapraszam nieco dalej, ale tylko nieco - 20 km na północ, pół godziny drogi samochodem lub godzina dla korzystających z nawigacji "inaczej".

O Jaskini Nietoperzowej pewnie większość słyszała. Jerzmanowice przy drodze na Olkusz, region niemal usiany jaskiniami. Przy Nietoperzowej też coś jest. Tuż obok. W 2008 roku zostaje odsłonięty otwór przez Zygmunta Ferdka. Od 2016 trwają regularne prace przy jej oczyszczaniu i odmulaniu pod kierownictwem Andrzeja Górnego.

Zabiera mnie tam Paweł, znajomy grotołaz. Kiedy słyszę - studnia, 22 metry w dół po sznurach włosy mi się jeżą na głowie. Ostatnio nie podołałam studni w starej sztolni. Wycofałam się (przy okazji lekko się klinując). Paweł mówi "dasz radę w Zygmunta". Kask na głowę - podstawa. "Ona tak idzie?", "ona tak idzie?" pytają z niedowierzaniem pracujący. Chodzi o brak rękawów i obawę, że mi będzie zimno. Ale o to ja się nie boję. Jeszcze rękawiczki, drugie spodnie, czołówka. Schodzimy w dól (to już ok 2 metry). Na tym poziomie pracują przy wywożeniu namuliska. Ciężka monotonna praca, ale towarzystwo jest niebywale zgrane i dobrze się ze sobą przy tym bawią. Widzę studnię i sznury. Mam ochotę uciec, Może bym i to zrobiła gdyby nie masa lepkiej gliny i błota, które działa jak klej. To też ułatwia schodzenie - wyhamowuje. No więc schodzę te 22 metry w dół, a właściwie opuszczam się po linach. Paweł jest świetnym przewodnikiem, czuwa nad moim każdym krokiem. Nie mogę uwierzyć, że pokonałam taki odcinek - ale mięśnie nóg i rąk nie pozwalają zapomnieć o wysiłku. Wnętrze jaskini jest niesamowite, kominy robią wrażenie, zaglądam gdzie się da. Powrót na górę. Chyba tylko adrenalina mnie pcha do góry. Nagle słyszę hałas - przyklejam się do błotnistej ściany sypią się z góry kamienie z błotem, przekleństwa pracujących wymieszane z ostrzeżeniami. Kask ratuje głowę. To jednak nic. Tydzień później dowiem się, że jaskinia zawaliła się, komin zapadł. Nie przychodzi mi do głowy nic szczególnego, może to że będą mieli znowu masę ciężkiej pracy - podkopywanie, wybieranie ziemi, kamieni, ładowanie do wiadra, wciąganie, opuszczanie - dziesiątki godzin.

Kiedy wychodzę z jaskini jestem tak zmęczona, że prawie zsuwam się po skałach. Zmęczona i szczęśliwa. Do tego utytłana błotem od stóp po czubek - kasku. Widzę, że stanowię pewną atrakcję dla idących do Nietoperzowej. Nie jestem jednak pewna czy powinnam się z tego cieszyć.

Dziś Jaskinię Zygmunta odwiedzam ponownie. Kiedy zjawiam się słyszę "chłopaki - wystawiać gęby, paparazzi idzie". Jest wesoło.

Udało im się już oczyścić z powrotem to co zapełniło się przy zapadnięciu. Teraz usuwanie osadów z kolejnej studni i poziomu podstawowego. Schodzę do niego po drabinie i sznurach. Zjawiają się kolejni pomocnicy. Okazuje się jaki świat jest mały - jeden z pomocników był na zamku w Rudnie z kolekcją skamieniałości i rozmawiałam z nimi. Ten, który dziś jest zbiera agaty. Umawiamy się na ich szukanie kiedy będą się tam wybierali.

Stoję z aparatem dwa metry w dół ziemi. Na wprost otworu słońce. Mnie razi w oczy ale jednocześnie popisuje się feerią swoich możliwości zza pleców wyciągających i opróżniających wiadra.

Kiedy wracam do domu, tam w najlepsze trwa praca. Umawiam się na kolejne "zaglądnięcie", to wciąga.

p.s. Bardzo dziękuję wszystkim, których miałam okazję spotkać przy Jaskini Zygmuntowej serdecznie dziękuję za życzliwość i wyrozumiałość


60 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page