top of page
Zdjęcia-i-spacery-po-Rybnej.png

zdjęcia i spacery po Rybnej

  • Zdjęcie autoraKinga

Pani Józefa od Romanowskich

Wiosna 1917 roku, 22 kwietnia, Rybna - na świat przychodzi najmłodsza córka Wiktorii i Szymona Romanowskich - Józefa. To jeszcze niespokojne czasy, ostatni rok I Wojny Światowej. Tego dnia podczas burzy piorun trafia w przydomową lipę. Ślad pozostaje do dnia dzisiejszego...

Rodzina Romanowskich odgrywa dużą rolę w lokalnej społeczności.

Dziadek był współtwórcą Spółdzielni Mleczarskiej w Rybnej, a Babka prowadziła kursy dla gospodyń i była czymś w rodzaju jednoosobowego pogotowia ratunkowego. Te cechy rodziców znalazły odzwierciedlenie w charakterze mojej Cioci. Jako pracownica Rady Gminnej zajmowała się m.in. pomocą społeczną wędrując, nierzadko w deszczu czy zawiei śnieżnej by rozeznać potrzeby i przekazać potrzebującym przydzielone im dobra. Wiele razy kończyło się to ciężkim przeziębieniem. Później Ciocia Ziuta z głębokim zaangażowaniem zajmowała się prowadzeniem biblioteki w Rybnej - wspomina pan Łukasz Kaczmarek, wnuk Szymona Romanowskiego, syn starszej siostry.

To pokolenie, któremu przyszło żyć w trudnych czasach. Gdy wybucha II Wojna Światowa - Józefa ma dwadzieścia dwa lata. Wraz ze swoją siostrą, a mamą pana Łukasza wstępują do miejscowej komórki AK i odbywają kursy pomocy sanitarnej. To nic, że część domu jest zaanektowana na potrzeby niemieckiego oficera. Kobiety przy okazji podśpiewują bojowe pieśni patriotyczne, co w końcu zwraca uwagę mieszkającego na kwaterze Niemca. Ten grzecznie je uprzedza, żeby były bardziej ostrożne, bo jemu to co prawda jest obojętne, ale może się pojawić na jego miejscy inny, który zareaguje brutalnie.

Po wojnie Ciocia dalej angażowała się w pomoc bliźnim, opatrując rany, amputując zmiażdżone palce, często zastępując w ten sposób trudno dostępną interwencję pogotowia (w latach 50-tych, zanim zbudowano porządną drogę, z Krakowa jechało się do Rybnej rozklekotanym autobusem kilka godzin). Sam pamiętam z wczesnego dzieciństwa, gdy podczas wakacji spędzanych w Rybnej widziałem nie raz zakrwawionych panów, nierzadko pijanych, których koledzy przywlekali pod ręce do Pani Romanowskiej, by łatała rozwalone łepetyny albo rany po uderzeniu nożem. Do dziś pamiętam grozę, która mnie wówczas przenikała… Zresztą Ciocia Ziuta była aktywnym członkiem Czerwonego Krzyża, odznaczonym odznaką honorową tej organizacji - wspomina pan Łukasz.

Wyjątkowo towarzyska i piękna kobieta nie wyszła za mąż. Być może jedną z przyczyn, albo najważniejszą był fakt, że poświęciła się opiece nad owdowiałym ojcem, który zmarł w 1960 roku. Kandydatów do jej ręki nigdy nie brakowało, wszyscy jednak byli odprawiani z kwitkiem.

Za to wszyscy bliscy, rodzina i przyjaciele byli zawsze mile widziani. Ciocia Ziuta, znakomita gospodyni i dusza towarzystwa podejmowała ich po królewsku – pamiętam te wspaniałe przyjęcia i do dzisiaj budzą one moją nostalgię. Zawsze też wszyscy mogliśmy liczyć na spędzenie w tym uroczym i magicznym domu wielu wspaniałych dni podczas wakacji. Jednak czas nieubłaganie upływał – bliscy i znajomi odchodzili, jedni wyjeżdżali gdzieś daleko, inni umierali. Pojawiło się jednak kolejne pokolenie, pokolenie naszych dzieci i wnuków ciotecznych Cioci Ziuty. Ciocia zawsze ich entuzjastycznie witała w swoim domu i opiekowała się nimi z niezwykłą troskliwością. Ja także doświadczyłem troskliwości Cioci, szczególnie podczas studiów w Krakowie, gdy przyjeżdżałem do Rybnej na soboty i niedziele. Ciocia Ziuta była dla mnie jak Mama i kochałem Ją jak Matkę - dodaje pan Łukasz.

I na koniec:

Naszej kochanej Cioci Ziuty nie ma już z nami od dawna, zmarła bowiem już ponad 20 lat temu… Jednak wspomnienie o niej zawsze budzi ciepło w naszych sercach i nadzieję spotkania gdzieś tam, na drugim świecie… A w rodzinie na zawsze pozostały słynne Cioci Ziuty powiedzenia, np.: ja: „Nie lubię zielonego groszku”; Ciocia: „A ja zaś lubię”, czy: ja: „Jakie świetne ciasteczka!” a Ciocia: "A coby miały być niedobre…:


Pan Łukasz na stałe mieszka i pracuje w Warszawie, zakochany w Rybnej. Od najmłodszych lat regularnie przyjeżdża tutaj. Wraz z żoną Elżbietą spędzają co roku część wakacji w domu "Cioci Ziuty". Dom obecnie jest własnością jego córki Marty i stanowi cudowną przystań ich rodziny.


Przesyłam ogromne podziękowania Państwu Elżbiecie i Łukaszowi Kaczmarkom za poświęcony czas i przesłanie materiałów do wpisu. Niniejszy post nie powstałby bez tekstu pana Łukasza Kaczmarka. Zdjęcia pochodzą z jego archiwum rodzinnego.


174 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Poniedziałek

bobo

Głuchówki

  • Facebook
  • YouTube
  • Instagram
bottom of page