- "Ale chciałam zrobić zdjęcie albo film"
- "Za późno, już jadła i jest ciężka, proszę przyjść jutro"
- "Kiedy nie wiem co będę robiła jutro, Proszę, spróbujemy?"
- "To pojutrze... No dobrze - spróbujemy" i jeszcze słyszę (słuch mam dość dobry) "z babami są zawsze kłopoty".
Oszołomiona zwrotem akcji biorę aparat z auta i pędzę przez kukurydziane ściernisko. Tak na Wrzosach poznaję pana Adama - sokolnika oraz jego sokoła wędrownego, ośmiomiesięczną Franię. Już to było niesamowite, a za chwilę miałam jeszcze sokolicę w kapturku na ręce chronionej specjalną rękawicą. Frania najwyraźniej dawała mi do zrozumienia, że niepotrzebnie przyszłam bo ona tę zabawę uznała za zakończoną. Kiedy sokół motał się ze mną na jednej ręce - ja drugą usiłowałam mu zrobić zdjęcie. W tym czasie pan Adam na powrót odwijał latawiec - to sposób by ptak nauczył się polować - do latawca przyczepiony jest wabik. Ptak jest zdenerwowany, nie chce się przede mną popisywać (bo "z babami są zawsze kłopoty"), ale pan Adam go uspakaja i za chwilę mogę patrzeć jak Frania wzbija się w powietrze, leci w dół, łapie wabik i ląduje - z prędkością ok. 250km na godzinę. Czas na nagrodę.
Pan Adam z pasją opowiada mi o ptakach, ma jeszcze inne, spotyka się też z dziećmi w szkole by mogły zobaczyć "żywe przykłady".
Ogromne ściernisko, wielka przestrzeń i jeden ptak - teatr dla dwóch widzów. To było piękne przedstawienie.
p.s. Bardzo dziękuję Panu Adamowi za życzliwość i możliwość zobaczenia Frani w akcji.