Dziś mnie poniosło w szczere pola. Tak samo szczere jak złoto - i one niedługo będą się złocić. Żadnych domów, zza łanów zbóż widać jedynie dachy wyżej wzniesionych budynków. W pewnym miejscu drogi się rozchodzą - przy nowej ławeczce (ostatnio jej tam nie było) - jedna idzie w bok, a druga prosto - między pola i jest trochę zarośnięta. A wokół pola - z zielonymi jeszcze zbożami, niską kukurydzą i żółtym rzepakiem. A z przodu widać klasztor na Bielanach, po skosie kominy elektrowni w Skawinie (żadna rewelacja, po prostu ciekawostka, punkt odniesienia na mapie) a z boku ciągną się lasy i wzgórza. A po niebie rozniosły i rozwlekły się chmury. A na końcu mej drogi stoi drzewo, z pewnością droga idzie dalej - ale ja nie. Widzę jeszcze ogromne zielone pola z ciemniejszymi liniami - wyglądają magicznie. Wracam do domu z cudownego spaceru. A gdzie byłam? W szczerych polach!