Koniec XIX wieku, jesteśmy w monarchii austro-węgierskiej. Powstaje linia kolejowa Trzebinia - Skawce. Kilka lat później w Okleśnej, przy Wiśle - dla zabezpieczenia tej linii przed możliwym atakiem Rosjan powstaje strażnica.
Jadę do Okleśnej. Zatrzymuję się przy rozwidleniu dróg, widzę wały wiślane - samej rzeki oczywiście nie. Wałem jedzie ktoś na rowerze. Biorę aparat i idę, Trochę na wyczucie, bo już nie korzystam z nawigacji. I dobrze. Bo jak zwykle sprzyja mi szczęście. Z wału w moim kierunku zmierza rowerzysta. "Pani robi zdjęcia?" "Tak". "Proszę popatrzeć, tam są są żurawie!"
Tak poznaję pana Zdziska. "Robi pani zdjęcia ptakom?" "Nie, ale bardzo lubię żurawie. Przyjechałam dla strażnicy". "Potowarzyszę pani i poopowiadam, pracuję na kolei".
Pan Zdzisek prowadzi rower i opowiada.
Strażnica jest w stanie ruiny. Już nawet nie służy jako darmowy skład budowlany, dawno pozabierano z niej to co się dało. A były drzwi z żelaza, były w nich nawet ślady kul. Były okna z metalowymi okuciami. Teraz są ziejące dziury. Są jednak piwnice, do których nikt nie próbował wejść, bo są zasypane (zakodowałam), rumowisko kamieni porośnięte dziką zielenią. Kiedyś - gdy strażnica była w dużo lepszej formie - miała lokatora.
Linia kolejowa jeszcze działa, przejeżdża nią kolejka z towarem do zakładów chemicznych w Alwerni.
Powoli wracamy, umawiam się z panem Zdziskiem na kolejne spotkanie - o kolei, okolicy, ptakach. Może uda mi się sfotografować czaplę.
Miejsce jest niebywale interesujące, położone przy samej Wiśle. Malowniczo. Żal sypiącej się strażnicy. Człowiek i natura wydały rozkaz - ruch euch! (spocznij w CK)