W większości okolicznych wsi prężnie działały karczmy. Dwieście lat temu znaczniej więcej było karczm w okolicy niż szkół powszechnych. Dla jednych stanowiły one źródło dochodu, dla drugich miejsce spotkań, w którym zapominali o trudnej codzienności a dla innych nie lada problem. W XIX wieku po uwłaszczeniu, kiedy chłopi mieli już na własność ziemię, niejeden zastawił ją i stracił za długi w karczmie.
Szczegółowo ten problem opisuje Wacław Kucharski w książce "Wokół zamku Tenczyn", w której na twardych danych z archiwalnych dokumentów z XVIII i XIX wieku przedstawia zjawisko alkoholizmu w okolicy, podając za przykład ilość alkoholu wypijanego rocznie przez mieszkańców poszczególnych wiosek. W książce, którą można wypożyczyć w bibliotece w Zalasiu, znajdziemy między innymi wykaz spożycia gorzałki (w garncach) w drugiej połowie XVIII wieku. We Frywałdzie na przykład w 1765 roku wypito 269 garnców gorzałki. Ilość imponująca jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeden garniec krakowski to około 3,3 litra a Frywałd w tym czasie liczył około 230 mieszkańców.
Karczma we Frywałdzie była miejscem szczególnym bo położonym na skrzyżowaniu traktów z Krakowa i Śląska z drogą wiodącą do zamku Tenczyn, kiedyś siedzibą władz miejscowych zarządzających całym Hrabstwem Tenczyńskim. Na przeciwko leśniczówki Kopce do dziś można zobaczyć ruiny jej fundamentów. Typowa karczma była drewnianym budynkiem składającym się z dwóch izb. W jednej mieszkał karczmarz z rodziną, a w drugiej izbie gościnnej podawano alkohol i sprzedawano podstawowe produkty potrzebne w gospodarstwie. Jeśli podróżny chciał przenocować izba gościnna stawała się sypialnią. Przenoszono drewniane ławy pod ścianę i stawały się łózkami, albo rozkładano słomę do spania na podłodze. Przy karczmie znajdowały się stajnie, w których można było zostawić konie na popas. W książce pana Kucharskiego można znaleźć taki opis realiów z 1743 roku. Wtedy to w karczmie we Frywałdzie rodziła dziecko mieszkanka Krakowa, która wracała ze Śląska wraz z mężem kupcem. "Niedogodności podróży nasiliły słabości brzemiennej, które przedłużały się. Posłano tedy po akuszerkę do Zalesia, która miała zaradzić brzemiennej. Ta jednak nic nie podołała oznajmiając, że dziecku widać tylko rączkę i jest to sprawa złych mocy, na które potrzebna jest baba znająca się na czarach, umiejąca odczyniać uroki. Atoli miano posłać po taką do Mnikowa, ale owa kobieta wyzionęła ducha". Wygląda na to, że był to prawdziwy zajazd i dużo działo się w miejscu, które teraz porasta las...
Są też zabawne wspomnienia z okolicznych szynków, bo przecież nieraz musiało być wesoło przy kuflu piwa. "O tej karczmie i u nas w domu opowiadano. Pamiętam jak babcia mówiła, że dziadek raz długo nie wracał z roboty w lesie do domu. Martwiła się o niego bo było już późno i wtedy zauważyła, że koń z wozem sam wrócił do domu a do dyszla miał przytroczony kawałek ganku z karczmy. Okazało się, że dziadek lejcami przywiązał go do ganku i poszedł pić. Wieczorem koń nie wytrzymał, wyrwał kawałek ganku i poszedł do domu bo drogę znał. Konie mają taką pamięć. A dziadek został w karczmie."
*Zdjęcia poniżej przedstawiają stary, zniszczony dom we Frywałdzie, ale to nie jest karczma. Po niej zostało już tylko kamienie, które kiedyś były z podmurówką.