Tenczynek, sztolnia lodowa. Myślę, że dość popularny kierunek wycieczek ostatnio. Przyjeżdżam w deszczowy poranek, bo wychodzę z założenia, że w wykutym korytarzu nie będzie mi kapało na głowę. Ale tego dnia nie zejdę do sztolni. Kiedy staję na jej krawędzi widzę, że zejście (spadek) w dół jest głęboki a padający deszcz powoduje, że jest ślisko. Wracam na następny dzień - mniej pada z nieba, nie oznacza to jednak, że przez sztolnię przejdę sucha.
Tradycje browarnicze w Tenczynku sięgają XVIII w, a w 1857 hrabia Adam Potocki, w którego ręce przechodzi zakład - modernizuje go i wyposaża w nowoczesne maszyny i urządzenia. Rusza produkcja piwa, które zacznie podbijać rynki europy, a na sam koniec Kraków (podobnie rzecz miała się z rybieńskim masłem).Poza warzeniem piwa zajmowano się także gorzelnictwem. Oprócz budynków, gdzie szła produkcja pełną parą potrzebne jeszcze były chłodnie i lodownie oraz system doprowadzania wody - sztolnia.
Uważam, że jestem dość dobrze przygotowana do wycieczki, ale zmieniam zdanie kiedy znowu staję na krawędzi sztolni. Prawdziwe wejście jest zasypane i zarośnięte, nad nim jednak ogromny wybity właz - to dlatego w dół jest głęboko. Mniej więcej tyle ile mam wysokości. Siedzę na krawędzi i obmyślam jak najlepiej dostać się w dół. Stary mur jest mokry, śliski i zimny. Postanawiam, że odwrócę się tyłem do korytarza i może uda mi się gdzieś postawić stopy w murze.
W końcu jestem na dole a tam takie pokłady śmieci, że ledwo stawiam stopy. Wyciągam czołówkę i dodatkową latarkę, aparat. Czołówka nie jest dobrze naładowana i daje tak mało światła, że mogę ją spokojnie ściągnąć. Co innego latarka ręczna - świeci całkiem, całkiem tylko momentami, kiedy ma ochotę. A na głowę od czasu do czasu kapie. Już wiem, że wielki wypad to nie będzie, jedynie w granicy światła, bo kiedy na chwilę wszystko mi gaśnie to wiem, że nie poradziłabym sobie z powrotem. Postanawiam podświetlać sobie korytarz i drogę światłem z lampy błyskowej aparatu. Ta to już w ogóle nie chce ze mną współpracować.Ani z aparatem. Nie uruchamia się... Zdjęć nie będzie. Ale skoro już tu weszłam a nie wiem jak uda mi się wyjść to się trochę porozglądam - w miarę możliwości. Mój upór musiał podziałać na aparat bo w końcu lampa się odblokowuje i mogę zrobić parę zdjęć.
Korytarz jest ogromny, to wielka, wysoka komnata wykuta w skale, z śladami odkuć i bocznymi odnogami. Kiedy wykuto sztolnię zimą pobierano bryły lodu ze stawów (obecnie nie istniejące, ul. Na Grobli) i wypełniano nimi korytarze, dostarczano do browaru a w samej sztolni mogły leżakować piwa. Latem, kiedy wzrastała temperatura i lód topniał - woda spływała obniżającym się korytarzem.
Wracam do wyjścia, a przede mną wspinaczka po murze i pieńku. Poszło nadzwyczaj łatwo, ale brudna jestem jak ... po wyjściu ze sztolni. Samo położenie sztolni jest niesamowite i kusi na następne wycieczki. Musi obeschnąć. Ogrom korytarza i skala tej lodowej trasy chyba mnie jednak rozczarowuje, z pewnością przeciskanie się wąskimi sztolniami kopalnianymi daje więcej wrażeń. ale też skały w tamtych wyglądają inaczej i przyciągają wzrok. Pewnie jednak tu jeszcze wrócę.
Opmerkingen