Myślisz - Młoda Polska i masz przed oczami jakieś obrazy, kojarzysz nazwiska - Wyspiański, Mehoffer... Dodajmy do tego kilimy i jedno nazwisko, jedną postać - Antonina Sikorska. Hmmm, nic nie mówi? A tak do niej, do Czernichowa pisał w 1905 roku Mehoffer:
"Dopiero teraz mam spokojną głowę – i mogę listy wysłać. Dziękuję najuprzejmiej za zrobienie i przysłanie na czas kilimów. Byłby by bardzo dobre, gdyby nie kolor różowy najjaśniejszy, który ma ton anilinowy i wyrywa się z całości. Żałuję, że nie zdecydowałem się kupić tego koloru wełny próbki Porębskiego. Kilimy te użyłem do dekoracji, ale musiałem kolor ten właśnie pastelem przesmarować i zdusić należycie. Dlatego też z tego powodu nie mogłem zgodzić się na prośbę Warchałowskiego – i dać kilim na wystawę. (…) Rzecz cała była w wielkim pośpiechu robiona, trudno więc było wypróbować i na miejscu dojrzeć przy tkaniu. Cieszę się jednak, że początek zrobiony." *
Antonina Sikorska, żona kierownika szkoły rolniczej w Czernichowie - jedna z najbardziej znanych postaci barwnego świata kilimów - na próżno jednak szukać choćby i notki biograficznej jej osoby. Zaglądam do Wikipedii - cisza... Faktem jednak jest, iż prowadzi warsztat tkacki, a na podstawie własnych wzorów zlecają jej Wyspiański i Mehoffer. Znajduję lakoniczne informacje "W warsztacie tym wykonywano głównie tradycyjne, dwustronne kilimy o wschodniej proweniencji i ludowych motywach. Sikorska była znaną w kręgach krakowskim działaczką narodową i społeczną. Dzięki jej staraniom w 1901 roku TPSS objęło artystyczny patronat nad pracownią kilimkarską". *
Po II Wojnie kilimkarska szkoła czernichowska odżywa, a ja mam chęć zagłębić się w temat. Poznaję panią Zofię Knapik (nie mogłam lepiej trafić), chodzącą skarbnicę wiedzy o okolicy, jej zasobach i wartościach. Pani Zofia sypie nazwiskami pań z warsztatu Sikorskiej - Zofia Kowalik z Czernichówka Studzienek, Józefa Kowalik, Zofia Fajto, Kunegunda Fryc.
Pani Zofia opisuje "Moja ciocia Kunegunda, zwana Tunią w dzieciństwie miała wypadek skacząc przez ognisko. Poparzyła palce, które już zawsze były powykrzywiane. Ale ta ułomność okazała się błogosławieństwiem w tkactwie - dzięki pokrzywianym palcom z łatwością nabierała i przekładała nici. Kiedy szło się do cioci to szło się tak długo do końca krosien, a tam za nimi były jeszcze włóczki." Pani Zofia wspomina jeszcze "Widywało się panie z ogromnymi płóciennymi zawiniątkami jakby kołdra zakutana w te worki a w nich przewoziły kilimy". Kobiety były zrzeszone w spółdzielni. Tam zawoziły swoje prace i stamtąd dostawały wełnę.
Pani Zofia nagle podaje, że jedna z tych pań żyje. Może uda mi się z nią porozmawiać - Zofia Kowalik.
Ruszam do niej z obawami - czy będzie chciała w ogóle się ze mną spotkać? Dzwonię kilkukrotnie do drzwi i już zawracam kiedy drzwi się otwierają. Tak poznaję wspaniałą czarującą 86-letnią Zofię Kowalik. Snuj się, snuj niteczko...
Kolejna moja rozmówczyni pochodzi z Wołowic, wsi o tradycjach wikliniarskich. Do Czernichowa poszła za mężem. Kiedy miała 23 lata pokazano jej krosno i wprowadzono w świat tkania kilimów. Pamięta tę noc, w którą pierwszy raz tkała... Tkała i tkała - i tak przez 25 lat, głównie nocą kiedy dzieci spały aż odmówił posłuszeństwa kręgosłup. To jednak jest ciężka praca. Nawet dobór koloru nici jest wyzwaniem. Sam kolor zielony ma 27 odcieni! Jej prace wiszą na ścianach całego świata, na ścianie w domu Cartera... Głównie motywy krakowskie, roślinne. Żałuje tylko, że nie miała okazji robić dużych prac wg własnego pomysłu. Krosien już nie ma, a te które stały w jej domu zabierały powierzchnię całego pokoju - miały ok. 2 metry szerokości.
Mówi, że kiedyś nie mogła żyć bez krosien, a teraz nie wróciłaby już do tego zajęcia. Zadaję jej jednak podchwytliwe pytanie - a gdyby miała możliwość szkolenia innych - zgodziłaby się?
Wy nie zobaczycie tego błysku w oku, tej radości, ja widziałam.
To jak myślicie - jest możliwość powrotu do tradycji?
Składam serdeczne podziękowania moim rozmówczyniom Zofiom za pomoc i chęć podzielenia się historią.
Comentarios