Pani Maria karmi jagnię
- Kinga
- 4 dni temu
- 1 minut(y) czytania
Jagnię jest marcowe. Lub kwietniowe… Kto by to zresztą pamiętał, skoro małym czarno-białym barankiem trzeba było się szybko zająć i otoczyć specjalną opieką.
Kiedy przychodzę jest pora jego karmienia. Hmmm… Trochę tę czynność zakłócam swoją obecnością. Baranek biega wzdłuż ogrodzenia i zbliża się do niego. Żałośnie beczy i wodzi oczami za panią Marianną. Jego karmicielką, jego przybraną mamą. Jego owcza mama porzuciła go zaraz po urodzeniu. W naturalnym świecie takie odrzucenie oznaczałoby dla zwierzęcia śmierć. Maluch miał jednak szczęście, bo pochyliła się nad nim Pani Marianna. Kiedy przychodzę szykuje butelkę ze specjalnym mlekiem modyfikowanym dla jagniąt. Po drugiej stronie ogrodzenia stoi mały Igor - to jemu przypada zaszczyt podania owieczce pierwszej części pokarmu. Pani Maria dokarmia go jeszcze. Teraz rozumiem jej słowa „kiedy właśnie nie!” – w odpowiedzi na moją uwagę o jego odrzuceniu: „oj, to biedactwo”. Baranek ma zaokrąglony brzuszek i na pewno nie cierpi głodu. Dla podkreślenia swojego zadowolenia kilka razy radośnie podskakuje. Jagnię nie ma jeszcze imienia, więc ze względu na jego umaszczenie proponuję by wołać go Oreo.
Czułe serce kobiety i jej czułe ręce sprawiają, że jagnię może swobodnie rosnąć tak jak pozostałe owce.