Zatrzymuję się przy szlabanie, już w Zalasiu. Odwracam się od krainy wypełnionej wysokimi skałami i zwracam się ku światu potoku. Bo choć nie jest dobrze widoczny z drogi to bezwzględnie króluje.
Potok Rudno.
Zima, a dokładnie krótka w niej przerwa zwana odwilżą może nie jest najbardziej malowniczą porą na spacery, ale ma też swoje uroki.
Stawiam niepewnie kroki na resztkach śniegu, nie wiem czego się pod nim spodziewać. Między zeschniętymi liśćmi przy ziemi płożą się kolczaste zielone pędy ostrężyn albo licho wie czego, co sprytnie podkłada mi się pod nogi i co chwilę tracę równowagę. Widzę ścieżkę zwierzyny leśnej, ale zupełnie odbiega od mojej trasy. Zastanawiam się, czy stanowi dojście dla zwierząt do wodopoju czy też zupełnie inną ich drogę. Woda w potoku jest częściowo zamarznięta i pokryta cienką warstwą śniegu a miejscami wyrywa się spod kamieni i rześko bulgoce. Brzeg jest wszędzie dość wysoki a do tego zapewne śliski od śniegu - nie podchodzę zbyt blisko skraja. Kąpiel w krystalicznie czystej wodzie o tej porze roku może nie być miłym doświadczeniem. Choć do drogi jest blisko, panuje spokój i cisza. Spacerowicz z psem, biegacz, dwa przejeżdżające auta - słyszę łamiące się gałęzie drzew. Ciszo trwaj! To może się wkrótce zmienić. Nie chcę o tym myśleć. Patrzę na meandrujący potok - ubielony śniegiem i niewinny. Dziś dający radość spacerów. A jutro? A latem, za rok, za lat pięć? Jak bardzo otaczający mnie dziś krajobraz się zmieni?