Most na Rybniance. Tam gdzie obecnie schodzą się ulice Polańskiej, Górna i Nowy Świat, przy remizie. Drewniany z cienką warstwą asfaltu, trzęsący się od przejeżdżających aut, wydający rytmiczne klek-klek gdy jechał nim wóz zaprzęgnięty w konia. Drewniane poręcze, na których przesiadywała kawalerka.
Trasa autobusu PKS kończyła się nieopodal kościoła, tam gdzie teraz znajdują się delikatesy bo… bo oczywiście przez drewniany most autobus z ludźmi nie przejechałby. Nie sposób normalnie funkcjonować.
Rok 1985, może wcześniej. Ówczesny ksiądz proboszcz wiosną podczas święcenia pokarmów bez wiary w sukces ogłasza, że odda część plebańskich włości jeśli mieszkańcy postawią nową zajezdnię. Ale wciąż pozostawała kwestia mostu, bowiem PKS postawił warunek, że aby autobus dojeżdżał na Nowy Świat musi powstać nowy most. Nooo, to była zachęta godna Rybnian! Betonowy most stanął w iście ekspresowym tempie, ale sprawa zajezdni za to była stroma i kręta jak drogi na Nowym Świecie, ostatecznie jednak powstała - tyle, że znacznie później.
Wiecie co? Myślę, że Rybnianie zawsze dadzą radę! W końcu PKS od tej pory jeździł na Nowy Świat nowym mostem!
Historia wysłuchana przy kawie.