Gdzieś tam miałam iść, zmieniłam nagle plany i w końcu przypomniałam sobie, że tam jeszcze mnie nie było. Minęłam bramę zwierzyniecką i nie pozostało mi już nic tylko zmierzać do przodu.
"Jesteś u celu" - poinformował mnie nawigator i pierwsze co zobaczyłam to tablica z informacją o robotach strzałowych. Przeczytałam dokładnie (choć z niepokojem) jak długie są sygnały przed wysadzaniem skał, ale zupełnie niepotrzebnie bo tablica jest stara i nieaktualna. W tym miejscu powstało niemal równo 44 lata temu stanowisko dokumentacyjne (tę tablicę wypatrzyłam dopiero po zejściu ze wzgórza).
Czerwieniec (380m npm) to wzgórze z "oberwaną" skarpą na linii wschód - zachód, z kamieniołomu wydobywano piaski i żwiry, a stanowisko jest włączone do Szlaku Dawnego Górnictwa.
"Na niewidocznych w spągu utworach karbonu produktywnego występują piaski ze żwirami (kelowej), na których zalegają ławice piaskowców wapnistych i wapieni piaszczystych (kelowej górny). Takie następstwo osadów wskazuje na transgresję morską, czyli wkraczanie morza na ląd. W najwyższej części odsłonięcia pojawiają się utwory górnojurajskie (oksford) - wapienie margliste z amonitami Cardioceras oraz białe organodetrytyczne wapienie płytowe (budują płaską kulminację tego wzgórza). Świadczą one o postępującej transgresji morza jurajskiego i stopniowym jego pogłębianiu." - możemy przeczytać na https://geotyda.pl/miejsca/kra/czerwieniec.php
No to sobie ruszyłam w ów najbardziej kelowejowy kawałek ziemi w okolicach Krakowa. Las jest głównie bukowy i po obfitym wczorajszym deszczu droga pod górę była "dość" śliska z powodu zalegających liści.
Pod nogami miałam mniejsze i większe kawałki skał osypanych z góry. Zlepieńce, bryłki żwirowo-piaskowe, resztki amonitów, trochę małż. Wspięłam się do góry, żeby lepiej widzieć skarpę - jest piękna, działa na wyobraźnię - również to, że sprawia wrażenie, że za chwilę się oberwie i to wszystko runie w dół. Kiedy więc usłyszałam i poczułam, że "coś" odrywa się i spada w dół zrobiło mi się "nieswojo" - ale ze zwykłego przyzwyczajenie zaczęłam obserwować gdzie to spada i ląduje - i całe szczęście - bo okazało się, że to bateria od aparatu (jedna już poniosła śmierć w podobny sposób w Piekle). Bateria uratowana, ale ubłocona kelowejowskim błotkiem do granic możliwości, spacer musiałam więc powoli kończyć, zobaczyłam jednak właściwie wszystko.
Znakomite miejsce do wycieczek (ok. 1 - 1,5 godziny) nawet dla osób, które kelowej mają w nosie, a chcą jedynie nasycić oczy pięknymi widokami.
p.s. Czerwieniec dawniej był zwany Kozłową Górą - wiedzieliście?