Jaskowiec. Taki tam mały jar i taki sobie potok. Kiedyś tu było morze, dziś płynie struga. Życiodajna. Gasi pragnienie ludzi. Wierzby wpite w jej brzegi - wielkie i rosochate, dają schronienie ptakom; wśród traw znajdują dom żaby. Latem da przyjemny chłód, dziś w wiosenne popołudnie płynie wartko i biegnąc na południe jej koryto raz się obniża a raz podnosi. Potok, który swe początki ma - jak mi ostatnio ktoś opowiadał przy rozłożystym dębie. Zapewne pod dolinką ma kamieniste korytarze, bo dopiero przy wyjściu pojawia się woda. Woda o stałej temperaturze - zimą i latem, niezamarzająca, wypływająca z głośnym bulgotem za mostkiem. . Brzegi usłane tak jak i jej dno kamieniami. Pewnie gdyby iść i przyglądać się im można by wypatrzeć zamarłe w wapieniu amonity sprzed ponad 100 milionów lat.
Płynie w miarę równo, nie zawija się co chwilę. Jedynym szaleństwem wody jest chyba jej pluskot, poza tym nic. Szczęściem, że ma imię - Jaskowiec - ot taki sobie potok...