top of page
  • Zdjęcie autoraKinga

przepadłam

6.30 rano - rześki poranek, cudowne 13 stopni, które pozwala oddychać. Ruszyłam na Bednarze, postanowiłam wyjść nad Brzezinę. Czasu nie miałam wiele bo o 9.15 musiałam być w Krakowie. Tak po prostu - przejść się szybko kawałek, rozejrzeć, zrobić kilka zdjęć i wrócić.

Pierwsze 100 metrów w górę trzymałam się dzielnie. Zaczęło być niedobrze, kiedy wychodziłam z granicy lasu przy jarze. Słońce wychyliło się spoza drzew i zrobiło prawdziwy spektakl światłocieni. Co chwilę się zatrzymywałam i robiłam zdjęcia. Było pięknie - szczęśliwi czasu nie liczą więc dla lepszego samopoczucia nie sprawdzałam która godzina, ale miałam pewność, że jeszcze mogę podejść kawałek. Na szczycie wzgórza już wiedziałam, że nie będę wracała tą samą drogą, tylko zrobię pętelkę i zejdę Zapaściami. Po drodze były jeszcze słoneczniki (fantastyczny obiekt do fotografowania) i pajęczyny obleczone w kropelki porannej rosy. Nie mogłam, no po prostu nie mogłam przejść koło nich spokojnie. Weszłam w Zapaście i wtedy zrozumiałam, że jest źle. Ostatnie deszcze wypłukały kamienie i skamieniałości - zatrzymywałam się z każdym krokiem, oglądałam te cuda i myślałam o tym, że spóźnię się do Krakowa. Jeszcze skały, które oświetlało słońce, jeszcze te parę kamyków...

Poczułam ulgę kiedy te wszystkie wspaniałości się skończyły i na końcu drogi pojawiło się światełko w tunelu - widok samochodu. Uff...

Z lękiem popatrzyłam która godzina. 7.40? Niemożliwe? Więc jednak to prawda, że czas może zatrzymać się w miejscu???

Wróciłam spokojnie do domu i na czas wyjechałam do Krakowa.





...

77 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

uwaga płazy

wiosna

bottom of page